Miała 37 lat, gdy usłyszała: to rak. Czas uciekał, konieczna była amputacja i c
Sujet : Miała 37 lat, gdy usłyszała: to rak. Czas uciekał, konieczna była amputacja i c
De : manta103g (at) *nospam* gmail.com (darius)
Groupes : soc.culture.polishDate : 07. Aug 2024, 23:08:39
Autres entêtes
Organisation : novaBBS
Message-ID : <a917f15edeccc56404e7a121f0f940a5@www.novabbs.com>
User-Agent : Rocksolid Light
Miała 37 lat, gdy usłyszała: to rak. Czas uciekał, konieczna była
amputacja i chemia
Karolina Świdrak
Autor
Karolina Świdrak
06.08.2024 10 min czytania
Dodaj do ulubionych
Udostępnij
Początkowo miała być "tylko" radioterapia, wycięcie zmiany i kilku
węzłów chłonnych tzw. wartowników. Cały proces jednak się przesunął i po
czterech miesiącach okazało się, że leczenie zachowawcze jest
niemożliwe, w grę wchodzi już tylko usunięcie piersi i chemioterapia.
Mimo szeregu niedogodności i długotrwałych konsekwencji agresywnego
leczenia, Anna nie miała wątpliwości co do jego sensu. — Weszłam w tryb
zadaniowy i to mnie uspokoiło — zaznacza w swojej opowieści o wygranej
walce z rakiem.
Planowano leczenie zachowawcze, ale rak nie czekał. Przeszła amputację
piersi i chemioterapię | Guschenkova / Shutterstock/archiwum prywatne
REKLAMA
REKLAMA
Tekst zawiera linki reklamowe naszego partnera.
Anna miała 37 lat, gdy usłyszała diagnozę raka piersi. Choć miała
obciążony wywiad medyczny (jej dwie ciocie chorowały na ten rodzaj
nowotworu), przyznaje, że takie rozpoznanie zawsze jest zaskoczeniem.
Zaznacza, że wykształcenie medyczne i zadaniowe podejście do leczenia
bardzo jej pomogły. Ale nie tylko. Najważniejsi okazali się ludzie,
których spotkała na swojej drodze i wspierający ją w walce bliscy
Choć może mówić o szczęściu, podkreśla, że nie obyło się bez
problemów. Przede wszystkim, cały proces rozciągnął się w czasie, Gdyby
nie to, być może udałoby się uniknąć "chemii" i oszczędzić pierś
Pacjentka bardzo docenia fakt, że obecnie robi się wiele, by
minimalizować skutki uboczne leczenia i w tym czasie życie pacjenta było
możliwie najbardziej podobne do tego, jakie wiódł przed diagnozą
Sprawdź teraz swoje zdrowie. Zrób TEST
Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu
REKLAMA
Ten tekst został opublikowany po raz pierwszy 3 marca 2024 r.
Karolina Świdrak, Medonet.pl: Pamięta panie pierwszą myśl, uczucie, po
otrzymaniu diagnozy raka piersi?
Anna Kojro: Nie będę oryginalna. Pewnie tak jak u większości ludzi,
którzy otrzymują diagnozę raka, było to niedowierzanie i zaprzeczenie:
to nie może być prawda, to nie moje wyniki, ktoś się pomylił... Potem
przyszedł strach: co teraz będzie, czy będę łysa, czy stracę pierś, co
będzie z moimi dziećmi? W momencie diagnozy miałam 37 lat i dwoje małych
dzieci, jedenastoletnią córkę i trzyletniego syna. Bałam się, jak oni to
przyjmą, jak zareagują na moją chorobę i skutki leczenia onkologicznego.
Wbrew pozorom, w tamtym momencie nie pomyślałam o śmierci, może dlatego,
że obie siostry mojej mamy, moje ciocie, też chorowały na raka piersi i
wyszły z tej choroby. Pomogło mi też moje medyczne wykształcenie. To, że
jestem lekarzem weterynarii, spowodowało, że wiedziałam, że "rak to nie
wyrok". Muszę przyznać, że był to jeden z najgorszych momentów w całym
procesie leczenia.
Jak ono wyglądało?
Strach, niepewność towarzyszyły mi aż do spotkania z onkologiem, który
przedstawił plan mojego leczenia. Weszłam w tryb zadaniowy i to mnie
uspokoiło, dało nadzieję, że pomimo wszystko będzie OK. Wszystko miało
być w miarę "łagodnie": operacja wycięcia guza i pierwszych kilku węzłów
chłonnych pachowych tzw. wartowników, potem radioterapia i
hormonoterapia, bez chemioterapii i amputacji piersi. I jak to w życiu
bywa, niestety trochę się posypało – prawdopodobnie z powodu długiego
oczekiwania na badania, wyniki i ogólnie nieudolnego systemu. Od momentu
diagnozy do operacji minęły cztery miesiące. Finalnie usunięto mi pierś
i wszystkie węzły chłonne pachowe. Niestety rak nie czekał i oprócz
mastektomii i limfadenektomii konieczna okazała się też chemioterapia i
naświetlania.
Pomimo wszystkich przeciwności – amputacji piersi bez rekonstrukcji,
ponad półrocznej chemioterapii, radioterapii, menopauzy w wieku 37 lat z
całym wachlarzem skutków ubocznych, nigdy przez myśl mi nie przeszło, że
mogłabym zrezygnować z leczenia, choćby z jakiegokolwiek jego etapu. To
była droga do celu, czyli całkowitego pozbycia się raka i wyleczenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Po drodze pojawiły się trudności "systemowe"?
Przede wszystkim zderzyłam się z niewydolnym systemem ochrony zdrowia.
Na całą diagnostykę musiałam czekać tygodniami, a nawet miesiącami. Od
wyniku potwierdzającego nowotwór złośliwy do rozpoczęcia leczenia, czyli
do mojej pierwszej operacji, która zgodnie z planem była zabiegiem
oszczędzającym, upłynęło ponad półtora miesiąca. Potem na wynik badania
pooperacyjnego (histopatologicznego) czekałam kolejne cztery tygodnie.
Niestety nie był dobry. Trzeba było przeprowadzić następną operację,
bardziej radykalną, na którą również czekałam jeszcze cztery tygodnie.
Przeszłam zabieg mastektomii bez rekonstrukcji, o której powiedziano mi,
że w moim przypadku nie jest możliwa, co było oczywiście nieprawdą. Ale
o tym dowiedziałam się już później dzięki grupie "Chirurgia Piersi – nie
jest mi obojętnie", prowadzonej przez Ewelinę Patałę i fundację
OmeaLife.
Głównymi problemami było: rozciągnięcie wszystkiego w czasie, co
przyczyniło się do dalszego rozwoju raka oraz brak rzetelnej informacji
o wszystkich możliwościach leczenia zgodnego z najnowszą wiedzą
medyczną. Mam tu na myśli brak informacji o tym, czy można u mnie
przeprowadzić mastektomię z jednoczasową rekonstrukcją, która
prawdopodobnie zaoszczędziłaby mi kolejnych czterech zabiegów
rekonstrukcyjnych piersi.
Sytuacja zdrowotna odbiła się na pani życiu prywatnym?
Jeśli chodzi o problemy w prywatnym życiu, to praktycznie tych poważnych
nie było wcale. Muszę przyznać, że zarówno rodzina, jak i najbliższe
otoczenie, przyjaciele, wszyscy sprawili się na medal. Podczas choroby
byłam na zwolnieniu lekarskim. Mąż pracował, ale też zajmował się domem
i dziećmi, szczególnie podczas moich pobytów w szpitalu, czy przez
pierwsze dwa, trzy dni po każdym z szesnastu cykli chemioterapii.
Zapytam przewrotnie — o miłe zaskoczenia.
Tym, co mile wspominam z okresu mojego leczenia, są ludzie. Zarówno moją
panią doktor onkolog kliniczną od chemioterapii, na którą zawsze mogłam
liczyć, jak i grupę pacjentek, z którymi widywałam się stale w
poczekalni. Mam wrażenie, że byłyśmy dla siebie swego rodzaju wsparciem
psychicznym. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, często płacząc, ale
ze śmiechu.
To, czego zabrakło mi podczas leczenia, a co na szczęście odnalazłam
nieco później, to informacje oraz wiedza o leczeniu mojego typu raka
piersi. O grupie chirurgicznej prowadzonej przez Fundację OmeaLife już
wspomniałam, ale jest jeszcze jedna, gdzie również otrzymałam dużo
wsparcia zarówno psychicznego, jak i merytorycznej wiedzy: "AMAZONKA –
życie po diagnozie RAK PIERSI".
I to było takie szczęście w nieszczęściu, że trafiłam na te niesamowite
dziewczyny, których wiedza i chęć dzielenia się nią bardzo pomogły mi w
dalszych etapach powrotu do "normalnego" życia. Zrozumiałam, że mój rak
to nie był przypadek i najprawdopodobniej w mojej rodzinie krąży
mutacja, która znacznie zwiększa ryzyko raka piersi. Dzięki informacjom
od Eweliny z fundacji OmeaLife dowiedziałam się, że mogę wykonać
profilaktyczną mastektomię drugiej piersi. Otrzymałam także dużo
informacji o metodach rekonstrukcji amputowanej piersi.
Prywatnie natomiast wspaniałe było to, że mogłam liczyć na wsparcie
męża, rodziny i najbliższych przyjaciół. A wiem, że niestety różnie to
bywa i często kobiety zmagają się samotnie ze swoją chorobą.
Jaką rolę odegrała Fundacja OmeaLife, z której pomocy Pani korzystała?
W moim przypadku, był to spory zastrzyk wiedzy, bo tego też
poszukiwałam. Od OmeaLife dowiedziałam się o sposobach leczenia,
możliwościach i zakresie operacji chirurgicznych, rekonstrukcji piersi,
a także o leczeniu systemowymi i rehabilitacji. Otrzymałam generalnie
bardzo dużo istotnych informacji, które tak naprawdę każda pacjentka
powinna uzyskać od lekarzy prowadzących jej terapię, ale niestety często
tak się nie dzieje. Stąd ogromne zapotrzebowanie na tego typu grupy oraz
organizacje pacjenckie.
Było coś, co pomagało pani w trakcie leczenia czuć się choć trochę
bardziej komfortowo?
Istotne jest, żeby to nasze życie podczas leczenia było jak najbardziej
zbliżone do tego, jak wyglądało ono przed diagnozą. Żeby skutki uboczne
terapii, nie przesłaniały korzyści, jakie z niej płyną. Obecnie medycyna
ma wiele do zaoferowania, żeby zminimalizować skutki uboczne terapii
onkologicznej np. leki przeciwwymiotne, czepki chłodzące, zapobiegające
nadmiernej utracie włosów czy rękawice niwelujące uszkodzenia na
paznokciach dłoni i stóp.
Wsparcie psychiczne również bardzo pomaga poprawić jakość życia, np.
terapia simontonowska, rozmowy z psychoonkologiem czy leki
antydepresyjne. I nie ma się czego wstydzić, leczenie onkologiczne jest
bardzo obciążające nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. A
psychika odgrywa ogromną rolę w procesie zdrowienia.
Dla mnie istotny był aspekt "normalności". Wprawdzie nie pracowałam
zawodowo ale zajmowałam się dziećmi oraz domem. Czułam się całkiem
dobrze, więc nie musiałam rezygnować z wielu aktywności sprzed diagnozy.
Codzienna rutyna sprawiała, iż nie myślałam, że leczę się na śmiertelną
chorobę. Bardzo pomagały mi spotkania z przyjaciółmi, spacery z psem,
shopping czy nawet zwykły makijaż lub buty na obcasie
Jak się żyje "po raku"?
Cóż, chyba normalnie. Może życie jest bardziej przemyślane, przynajmniej
ja mam takie odczucia. Piersi zrobione, włosy odrosły, tylko przy okazji
badań kontrolnych czai się taki paraliżujący strach, czy aby rak nie
powrócił. Żyję bardziej świadomie, wiem czego chcę, albo raczej czego
nie chcę. Zwracam większą uwagę na zdrowie, na aktywność fizyczną, która
wg badań znacznie zmniejsza ryzyko nawrotu raka piersi.
Od kilku lat wspieram kobiety podczas leczenia onkologicznego, działam
aktywnie na różnych grupach facebookowych dla amazonek, a od ponad roku
pełnię funkcję administratorki w grupie "Chirurgia Piersi – Nie jest mi
obojętnie". Chciałabym, żeby pacjentki z diagnozą raka piersi
otrzymywały optymalne dla nich leczenie, zgodne z najnowszą wiedzą
medyczną. A niestety cały czas jeszcze zdarza się, że kobiety są po
prostu mówiąc brutalnie – niepotrzebnie okaleczane. Niekiedy też przez
niewiedzę lekarza nie dostają nowoczesnego leczenia okołooperacyjnego,
refundowanego w naszym kraju.
Najczęściej rozpoznawany nowotwór w Polsce. Większość pacjentów
ignoruje jego pierwsze objawy
Doświadczenie choroby z pewnością podsuwa wiele przemyśleń.
Oczywiście, traumatyczne doświadczenia, a do takich na pewno należy
choroba onkologiczna, uświadamiają nam, jak kruche jest zdrowie i życie.
I że tego czasu nie mamy danego na zawsze. Odziera nas z
"nieśmiertelności", szczególnie w młodym wieku, kiedy praktycznie
dopiero co weszłyśmy w to dorosłe życie. Dom, dzieci, kariera zawodowa,
kto wówczas myśli o raku, o bólu, czy o śmierci?
Date | Sujet | # | | Auteur |
7 Aug 24 | Re: Miała 37 lat, gdy usłyszała: to rak. Czas uciekał, konieczna była amputacja i c | 1 | | darius |
Haut de la page
Les messages affichés proviennent d'usenet.
NewsPortal