Wiatraki to generatory infradźwięków dużej mocy - tylko na morzu
Sujet : Wiatraki to generatory infradźwięków dużej mocy - tylko na morzu
De : manta103g (at) *nospam* gmail.com (darius)
Groupes : soc.culture.polishDate : 05. Sep 2024, 10:34:14
Autres entêtes
Organisation : novaBBS
Message-ID : <c9313db50f5dd1896dbf0699fe8827c7@www.novabbs.com>
User-Agent : Rocksolid Light
Infradźwięki to nadal tajna broń, rozijana od lat 5-tych we Francji.
Genereator wibracji infradźwiękowych zaburza fale mózgowe i proadza
organizm człowieka stan alertu, szczególnie nocą, doprowadzając do
SAyndromu Skrajnego Wyczerpania
i przedwczesnego zgony, gdy ekspozycja na infradźwięki długotrwała.
Z tego powodu Donald Trump zakazał budowy wiatraków wokól swojej
rezydencji na Florydzie,
bo stwierdził, że wartośc nieruchomości spadnie o 90%,
bo każdy będzie się bał przyjechać
Infradźwięki są przenoszone gruntem na odległośc do 5 kilometrów i są
wykryane czułymi sejsmografami.
\
Wszystkie trzęsienia ziemi generują infradźwieki dużej mocy, które
obiegają cała kulę ziemską
Domowym generatorem infradźwieków jest każdy sprzęt muzyczny
odtwarzający muzyke low bass, czyli głośniki basowe.
Gdy low-bass jest odtwarzany w wieżowcu, na parterze, a kolumny basowe
są umieszczone blisko ściany, to infradźwięki rozchodzą się po całym
szkielecie wieżowca, aż do 10-go piętra
i z tego powodu wproadzono w Europie ścisła ciszę nocną,
bo infradźwieki wprowadzają osoby leżące, śpiące w łóżkach
w styan alertu 15 Hz, ze stanu relaksacji 7 Hz
i sen nie jest możliwy.
A długotrały brak snu proadzi do Syndromu Skrajnego Wyczerpania i
przedwczesnego zgonu
Chronic Fatigue Syndrome
warto poczytać, zanim wiatraki się zbliżą do twojego domu, bo wtedy jego
wartośc spadnie 10 krotnie,
bo nikt nie zechce go kupić, ani w nim zamieszkać, w obawie o swoje
zdrowie.
=====
Rząd poszedł na wojnę z branżą wiatrakową. "Zapłacą za to Polacy"
Barbara Oksińska
Barbara Oksińska
5 września 2024, 6:13.
5 min czytania
Udostępnij artykuł
Ostatnie tygodnie to seria niekorzystnych dla branży wiatrakowej
propozycji płynących z Ministerstwa Klimatu i Środowiska, kierowanego
przez Paulinę Hennig-Kloskę. Resort próbuje pogodzić różne interesy, ale
w efekcie mocno naraził się branży OZE. Wytwórcy zielonej energii
zarzucają rządowi ślimaczenie się z obiecanym odblokowaniem inwestycji w
farmy wiatrowe na lądzie i uległość wobec nacisków przemysłu
energochłonnego. — Zapłacą za to Polacy w postaci wyższych rachunków za
prąd — ostrzegają eksperci Polskiego Stowarzyszenia Energetyki
Wiatrowej.
Ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska i premier Donald Tusk
Ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska i premier Donald Tusk | Foto:
Jacek Dominski/REPORTER/Mateusz Grochocki / East News
REKLAMA
Wśród firm inwestujących w farmy wiatrowe buzowało już od dłuższego
czasu, a ostatnie decyzje resortu klimatu pogorszyły nastroje w branży
Propozycja ministerstwa dotycząca tzw. obowiązku OZE dla przemysłu
wywołała ostry sprzeciw wytwórców zielonej energii
— Naciski branż energochłonnych zostały wysłuchane — to wprost
kontynuacja strategii poprzedniej władzy — grzmią przedstawiciele PSEW
Punktów zapalnych między rządem a branżą wiatrakową jest więcej
Więcej informacji o biznesie znajdziesz na Businessinsider.com.pl
Po zmianie władzy w kraju branża OZE miała nadzieję na wystrzał
inwestycji w farmy wiatrowe. Nowy rząd zapowiadał szybką zmianę tzw.
ustawy wiatrakowej, która w czasach rządu PiS najpierw niemal całkowicie
zablokowała, a później — po częściowym jej złagodzeniu — mocno
ograniczyła rozwój nowych projektów. Jednak do dziś nowej ustawy nie ma,
a ostatnia propozycja resortu klimatu została okrzyknięta przez branżę
wiatrakową bublem prawnym. A to nie wszystko. Do tego dochodzi
zaproponowana zbyt niska — zdaniem branży — cena maksymalna za energię
elektryczną wytworzoną przez morskie farmy wiatrowe, a następnie —
zmniejszenie deklarowanego wcześniej poziomu tzw. obowiązku OZE dla
dużego przemysłu z 12 do 8,5 proc.
To, co buzowało w branży energetycznej już od kilku miesięcy, teraz
wybuchło jako otwarty konflikt z rządem Donalda Tuska.
"Obecny rząd przed wyborami zapowiadał nowe otwarcie i naprawienie
błędów popełnionych przez poprzedników w obszarze rozwoju OZE. Czas
blokowania OZE w Polsce miał minąć bezpowrotnie, a bariery, które
dotychczas hamowały rozwój zielonej energii, miały zostać zniesione.
Wygląda na to, że zamiast nowego otwarcia i mądrej strategii
transformacji energetycznej mamy dalsze uzależnienie od coraz droższych
źródeł energii opartych o paliwa kopalne" — napisało w oświadczeniu
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW).
Bój o zielone certyfikaty
Podpisane przez ministrę klimatu Paulinę Hennig-Kloskę rozporządzenie
dotyczące tzw. obowiązku OZE jest kompromisem między oczekiwaniami
przemysłu i wytwórców zielonej energii. Prawo nakazuje firmom
energochłonnym umarzanie co roku tzw. zielonych certyfikatów, które
stanowią potwierdzenie, że określona ilość zużytej przez zakład energii
elektrycznej pochodziła z odnawialnych źródeł. Mechanizm ten ma wspierać
producentów OZE — wytwórcy prądu osiągają przychód ze sprzedaży
zielonych certyfikatów, które przemysł kupuje na Towarowej Giełdzie
Energii.
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Gospodarka
Górnicy z najlepszej kopalni będą protestować w Warszawie. "Chcemy to
wreszcie usłyszeć"
wczoraj 06:10 | Barbara Oksińska
Górnicy z najlepszej kopalni będą protestować w Warszawie. "Chcemy to
wreszcie usłyszeć"
Gospodarka
Atomowy dylemat rządu. Niepewny "projekt dwóch oligarchów"
03.07.2024 | Barbara Oksińska
Atomowy dylemat rządu. Niepewny "projekt dwóch oligarchów"
Jak wielki ma być udział zielonej energii zużytej przez
przedsiębiorstwa, o tym decyduje minister klimatu. I tak w 2021 r.
obowiązek OZE kształtował się na poziomie 19,5 proc., w 2022 r. było to
18,5 proc., w 2023 r. — 12 proc., a w 2024 r. tylko 5 proc. Na 2025 r.
resort klimatu pierwotnie zaproponował wskaźnik 12,5 proc., a po
konsultacjach społecznych najpierw obniżył ten udział do 12 proc., a
ostatecznie do 8,5 proc.
Przeciwni wysokiemu wskaźnikowi byli przede wszystkim przedsiębiorcy,
dla których to dotkliwy wydatek. Wskazywali na trudną sytuację polskiego
przemysłu oraz wysokie ceny energii i paliw. Zaproponowali też obniżenie
obowiązkowego udziału OZE do zaledwie 2 proc.
"Od wielu miesięcy odbiorcy przemysłowi muszą radzić sobie z trudną
sytuacją gospodarczą i wysokimi kosztami energii. Wdrażane w przeszłości
rządowe programy wsparcia, jakkolwiek konieczne, były dalece
niewystarczające i jedynie w niewielkim stopniu kompensowały stojące
przed polskim przemysłem wyzwania. Ceny energii na rynku hurtowym są w
Polsce najwyższe w Europie, a w kolejnych latach ich różnica w stosunku
do innych krajów UE będzie jedynie rosła. Co więcej, jak na razie
działania polskiego rządu koncentrują się głównie na tematyce
producentów OZE i niskoemisyjnej transformacją energetyki" —
zaalarmowała Izba Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii w liście
do ministry Hennig-Kloski.
Zdaniem IEPiOE taki system wsparcia dla wytwórców zielonej energii "jest
anachronizmem i powinien być zlikwidowany", a "każda regulacja
powodująca zwiększenie kosztów produkcji przemysłowej musi być
traktowana jako działanie na szkodę nie tylko polskiego przemysłu, ale i
szeroko rozumianego biznesu".
Niezadowolona z ustalonego przez resort obowiązku OZE jest także branża
wiatrakowa, która oczekiwała znacznie wyższego wskaźnika. "Naciski branż
energochłonnych zostały wysłuchane — to wprost kontynuacja strategii
poprzedniej władzy" — grzmi PSEW.
"Paradoksalnie to właśnie branży energochłonnej powinno zależeć na tym,
aby OZE w Polsce rozwijało się jak najszybciej. Bez taniej i czystej
energii przemysł w Polsce utraci możliwość konkurowania na
międzynarodowym rynku. Sektor energochłonny, walcząc o niższy obowiązek
OZE, wpisuje się w szkodliwą retorykę poprzedniego rządu PiS, którego
celem było niszczenie sektora wiatrowego, ale też marginalizowanie
polskich produktów na wysoce konkurencyjnym rynku. To działanie na
szkodę obywateli i polskiej gospodarki, ale też pozycji Polski na
globalnym rynku" — pisze PSEW.
Eksperci PSEW podkreślają też, że bez rozwoju OZE Polska nie
przeprowadzi transformacji energetycznej. "Złudne zyski, o które walczy
sektor energochłonny, za chwilę staną się kosztem, który będzie musiał
sam ponieść. Zapłacą też Polacy w postaci wyższych rachunków za prąd" —
ostrzega PSEW.
Nieoczekiwana wrzutka do projektu ustawy wiatrakowej. "Ponury żart"
Wiatrakowcy mają już dość czekania na spełnienie przez rząd obietnicy
odblokowania inwestycji w farmy wiatrowe na lądzie. Nowelizacji tzw.
ustawy wiatrakowej wciąż nie ma, a kolejne projekty resortu klimatu
wywołują ogromne kontrowersje. Kluczowe dla rozwoju tego typu inwestycji
jest zmniejszenie minimalnej odległości wiatraków od zabudowań
mieszkalnych z obecnych 700 m do 500 m i przyspieszenie procedur
pozyskiwania pozwoleń dla budowy elektrowni.
Ostatnia propozycja resortu klimatu idzie jednak krok dalej i zawiera
także zakaz budowy wiatraków w odległości 1,5 km od niektórych obszarów
ochrony przyrody Natura 2000. Zdaniem PSEW w praktyce utrudni to rozwój
wielu projektów. "Ustawa w takim kształcie, zamiast rozwijać OZE, będzie
kolejnym bublem" — przekonuje branża wiatrowa.
PSEW zauważa, że już teraz obowiązuje zakaz lokalizacji elektrowni
wiatrowych w pobliżu obszarów Natura 2000, które chronią ok. 20 proc.
powierzchni Polski. Określenie minimalnej odległości od tych terenów na
1,5 km wyłączy z inwestycji dodatkowe 8 proc. powierzchni kraju.
Przeciwni propozycji resortu są nawet ekolodzy. — W Polsce od 23 lat nie
powstał park narodowy, kopalnie w majestacie prawa zrzucają zasolone
ścieki do rzek, na obszarach Natura 2000 tnie się lasy, a tu nagle rząd
proponuje, aby nie tyle na tych obszarach, ile wokół nich tworzyć
półtorakilometrowy bufor przeciwko jednej z najmniej szkodliwych dla
klimatu i przyrody inwestycji: elektrowniom wiatrowym. To zakrawa na
ponury żart — komentuje Marek Józefiak, rzecznik Greenpeace Polska. —
Chcielibyśmy wierzyć, że to omyłka, która zostanie szybko skorygowana.
Skala negatywnych efektów takiej regulacji każe myśleć o tym zapisie
jako o sabotażu rozwoju czystej i taniej energii w Polsce — dodaje.
Budowa farm wiatrowych na Bałtyku zagrożona?
Branża OZE z obawą patrzy też na możliwość rozwoju morskich farm
wiatrowych, które mają być jednym z głównych źródeł energii w Polsce.
Chodzi o te projekty, które mają powstać w tzw. drugiej fazie, a więc po
2030 r. Inwestorzy będą mogli wziąć udział w aukcjach, które stanowią
formę wsparcia dla wytwórców energii z OZE. Resort klimatu proponuje, by
cena maksymalna za energię wytworzoną przez farmy wiatrowe na Bałtyku,
jaka może być wskazana w ofertach złożonych w aukcji przez wytwórców,
wynosiła 471,83 zł/MWh. Dla porównania, w sierpniu tego roku średnia
cena energii na warszawskiej giełdzie na rynku dnia następnego wyniosła
427,39 zł/MWh.
PSEW domaga się wyższej ceny maksymalnej, bo obawia się, że
zaproponowana kwota wykluczy część morskich projektów z mechanizmu
aukcji. Wskazuje, że branża morskiej energetyki wiatrowej od pewnego
czasu zmaga się ze wzrostem kosztów inwestycyjnych i operacyjnych, a
przyjęte przez resort założenia "odbiegają od realiów rynkowych".
— Pandemia COVID-19, wojna w Ukrainie i zakłócenia w globalnych
łańcuchach dostaw przełożyły się na wzrost kosztów technologii
zeroemisyjnych, w tym również morskich farm wiatrowych. Kluczowe jest,
co pokazał już przykład Wielkiej Brytanii, żeby cena realistycznie
odzwierciedlała uwarunkowania rynkowe i umożliwiała wykonalność
finansową kolejnych inwestycji — podkreśla Janusz Gajowiecki, prezes
PSEW.
Autorka: Barbara Oksińska, dziennikarka Business Insider Polska
Date | Sujet | # | | Auteur |
5 Sep 24 | Wiatraki to generatory infradźwięków dużej mocy - tylko na morzu | 1 | | darius |
Haut de la page
Les messages affichés proviennent d'usenet.
NewsPortal