Codziennie piją piwo. Prof. Czupryniak mówi, z czym trafiają na oddział
Sujet : Codziennie piją piwo. Prof. Czupryniak mówi, z czym trafiają na oddział
De : tfusk (at) *nospam* gmail.com (Tfusk)
Groupes : soc.culture.polishDate : 03. Apr 2025, 21:49:27
Autres entêtes
Organisation : To protect and to server
Message-ID : <vsms8m$2afdu$3@paganini.bofh.team>
User-Agent : Mozilla Thunderbird
Nawet co trzeci pacjent wymagający leczenia z powodu nadużywania alkoholu trafia do szpitala. Przeważają 30- i 40-latkowie z wyniszczonymi wątrobami. Jednak nie każdy kwalifikuje się do przeszczepu.
10 piw i pół litra wódki dziennie
Statystyki dotyczące nadużywania alkoholu są alarmujące. Nie ma co do tego wątpliwości, bo ok. 3,5 mln Polaków jest uzależnionych lub pije ryzykownie.
Jeśli jednak te liczby przełożymy na sytuację w szpitalach, jeszcze bardziej widać skalę narastającego problemu. Hospitalizacji wymaga nawet 30 proc. Polaków, którzy nadużywają alkoholu.
- Na nasz oddział mniej więcej co trzeci pacjent trafia z powodu poważnych powikłań, które są skutkiem nadużywania alkoholu. Niestety, skala alkoholizmu w Polsce jest tak gigantyczna, że w innych szpitalach ten odsetek będzie podobny - mniej więcej 25-30 proc. pacjentów trafia tam właśnie z powodu nadmiernego picia - wskazuje w rozmowie z WP abcZdrowie prof. Leszek Czupryniak, kierownik Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Zaznacza, że nawet codziennie lub co drugi dzień na jego oddział trafia pacjent, który ma problem alkoholowy.
- W weekend to jest non stop. To właściwie nasza codzienność, więc na "dzień dobry" zakładam, że jest problem z alkoholem, pytanie tylko, jakie dawki. Powszechne są twierdzenia "ja nic nie piję", w sytuacji, kiedy taki człowiek dziennie wypija nawet 10 piw albo pół litra wódki. Choć przeważają mężczyźni, zauważalny problem dotyczy także kobiet, nawet po trzydziestce. Przy takim piciu konsekwencje zdrowotne są gigantyczne - podkreśla lekarz.
- Bardzo poważne są powikłania związane z wątrobą, w tym toksyczne zapalenie wątroby, rozwinięta marskość czy nowotwór. Z powodu toksycznego zapalenia wątroby tylko na naszym oddziale jest nawet kilka zgonów rocznie. To tym bardziej dramatyczne, że mamy przewagę 30-40-latków. Po kilku latach to już kandydaci do przeszczepu wątroby - zaznacza lekarz.
Nie każdy kwalifikuje się do przeszczepu wątroby, bo podstawowym kryterium jest abstynencja przez co najmniej przez pół roku.
- Wielu pacjentów tego kryterium nie spełnia. Przez to też nie każdy przeszczepu w ogóle doczeka. Niestety, zgony przy toksycznym zapaleniu wątroby dotyczą także młodych ludzi. W grudniu mieliśmy 48-latka, który nie pił już pięć lat i nagle do tego wrócił. Po dwóch latach trafił do nas z zapaleniem wątroby, ale przebieg był na tyle dramatyczny, że nie udało się go już uratować. Przy toksycznym zapaleniu wątroby pacjent, mimo dłuższej hospitalizacji, nie zawsze zareaguje na leczenie i umiera - przyznaje prof. Czupryniak.
Piętno na całe życie
Nawet jeśli lekarzom uda się wyprowadzić pacjenta z ostrego stanu, za chwilę ponownie trafia do szpitala.
- Po wyjściu ze szpitala nie podejmuje leczenia, a takiego wymaga choroba alkoholowa. Wielu szuka terapii, ale tylko jeden na 20 ją podejmuje. Tymczasem choroba alkoholowa może zostawić piętno na całe życie, a ze skutkami mogą zmagać się nawet ci, którzy nie piją od lat. Mamy taką stałą pacjentkę, seniorkę, podopieczną DPS-u, która przez lata piła regularnie wódkę i nadal, mimo że jest abstynentką od wielu lat, zmaga się z marskością wątroby. To pokazuje, że wątroba nie w każdym momencie jest w stanie się zregenerować - podkreśla prof. Czupryniak.
Na jego oddział trafiają również pacjenci z ostrym lub przewlekłym zapaleniem trzustki, które także są wynikiem nadużywania alkoholu.
- Takie przypadki również mogą mieć dramatyczny finał, przy ostrym zapaleniu trzustki śmiertelność wynosi ok. 5 proc. W piątek mieliśmy młodego pacjenta właśnie z ostrym zapaleniem trzustki. Ma zaledwie 40 lat, ale jest alkoholikiem, pije regularnie od kilku lat - wskazuje lekarz.
- Modele picia są jednak różne. Nie trzeba pić wiele lat, żeby skończyć w szpitalu. Wręcz przeciwnie. Mamy pacjentów, którzy piją dwa lata, a także takich, którzy robią to od 20 lat. Wszystko zależy od tego, jak organizm zareaguje na konkretną dawkę alkoholu - podkreśla ekspert.
Dodatkowym problemem, z którym zmagają się lekarze, jest agresja, ale też "pomoc" rodziny, która zamiast wspierać w abstynencji, przemyca do szpitala alkohol.
- Po odstawieniu alkoholu, kiedy pacjenci wchodzą w tzw. zespół abstynencyjny, zaczynają dosłownie "szaleć". Zdarzają się wtedy ataki na personel, a nawet próby użycia noża. Z drugiej strony obserwujemy dramatyczne historie rodzin, dzieci takich pacjentów, które odwiedzają ich na oddziale - zwraca uwagę prof. Czupryniak.
- Niestety, to wsparcie nie zawsze jest takie, jakie powinno być, bo zdarza się, że przemycają alkohol. Niedawno mieliśmy takiego pacjenta, zrobiliśmy mu po kilku dniach badania i okazało się, że pił. W szafce przy łóżku znaleźliśmy butelkę, którą przyniosła mu rodzina. Najczęściej jest to jednak złożony problem, bo taka rodzinna jest po prostu strerroryzowana i ma wręcz nakazane, żeby przynieść butelkę. Robi to w obawie przed konsekwencjami i przemocą - wyjaśnia lekarz.
Alarmowała o tym niedawno również dr n. med. Karolina Pyziak-Kowalska, opisując historię 31-letniego pacjenta. Mężczyzna przez dłuższy czas pił co najmniej pół litra wódki lub whisky dziennie, co wyniszczyło jego wątrobę. Jedyną szansą był przeszczep. "Wątroba praktycznie martwa - bez szansy na regenerację" - podkreśliła lekarka we wpisie na X.
Co ciekawe, mimo intensywnego leczenia w oczekiwaniu na przeszczep, nie było widać poprawy parametrów wątrobowych. Okazało się, że jeden z członków rodziny regularnie przemycał mężczyźnie "małpki". 31-latek nie doczekał przeszczepu, zmarł.
Problem z leczeniem alkoholizmu
Zdaniem prof. Czupryniaka, brakuje pomysłu na zmiany systemowe, które zahamowałyby nasilający się z roku na rok problem alkoholizmu.
- Brakuje konkretnej ścieżki, z której pacjent mógłby skorzystać po wyjściu ze szpitala. Państwo od lat nie zajmuje się skutecznie alkoholizmem, a potrzeba pilnych działań. Brakuje ośrodków odwykowych, przez co po jakimś czasie pacjenci znowu trafiają do szpitala. Przy czym nie do końca wiadomo, kto ma się nimi zajmować. Choć to psychiatrzy leczą uzależnienie, nie przyjmują osób z chorobami somatycznymi, które są wynikiem nadużywania alkoholu. Szpitale "bronią się" przed przyjmowaniem alkoholików - wskazuje lekarz.
Ostatecznie większość pacjentów trafia na internę i obciąża ją nie tylko ze względu na skalę, ale też długość hospitalizacji, która na dodatek nie zawsze daje wymierne korzyści.
- Mieliśmy w ubiegłym roku takiego pacjenta, znany artysta z ASP, pracował przy dużych polskich produkcjach filmowych. Niestety, uzależniony od alkoholu, regularnie latami pił wódkę. Leczyliśmy go na oddziale przez miesiąc, udało się, wrócił do domu, ale po kilku miesiącach zmarł. To nie są odosobnione przypadki - podsumowuje prof. Czupryniak.
Pogłębia to kryzysowa sytuacja w polskiej psychiatrii, która przekłada się m.in. na dostęp do leczenia uzależnień.
- Niestety, w Polsce tworzy nam się błędne koło, bo braki kadrowe na oddziałach psychiatrycznych i w ośrodkach są coraz bardziej dramatyczne. Ze względów finansowych specjaliści wybierają coraz częściej sektor prywatny, bo psychiatria jest wybitnie niedofinansowana. Pieniądze z NFZ nie zawsze wystarczają na pokrycie kosztów prowadzenia ośrodka i wynagrodzenia, mówię to z pełną świadomością, bo sama prowadziłam taki ośrodek przez ponad 20 lat - zaznaczała w rozmowie z WP abcZdrowie Małgorzata Kowalcze, psychoterapeutka uzależnień i wykładowca z Uniwersytetu SWPS.
Haut de la page
Les messages affichés proviennent d'usenet.
NewsPortal