To, co działo się za zamkniętymi drzwiami ich mieszkania, Jolanta Zykun latami ukrywała nawet przez bliskimi przyjaciółmi. - Przeżyłam gehennę - wyznała po śmierci męża. - Byłam straszliwie zmęczona. Zmęczona sobą, oddawaniem dzieci do znajomych, nieprzespanymi nocami, tym, że nie było już domu...
Zaproszenie do udziału w programie estradowym "Cała sala śpiewa z nami", który w 1968 r. miał być prezentowany w USA i Kanadzie, 25-letnia Jolanta Zykun przyjęła bez wahania. Propozycję wyruszenia za ocean z uwielbianym przez Polonię Jerzym Połomskim młoda aktorka uznała za wielkie wyróżnienie. Dodatkowym magnesem był udział w podróży słynnego satyryka Jerzego Dobrowolskiego. Znali się już od dwóch lat i zdecydowanie nie byli sobie obojętni.
Była ostatnia niedziela kwietnia 1966 r., gdy pani Jola, wówczas studentka szkoły teatralnej, po raz pierwszy spotkała starszego od niej o 13 lat Jerzego Dobrowolskiego. Tego dnia wybrała się na premierę programu inaugurującego działalność Kabaretu Owca. Po przedstawieniu założyciel Owcy podszedł do niej i zapytał, czy nie zechciałaby spędzić z nim reszty życia. I wyznał zaskoczonej dziewczynie, że stojąc na scenie, widział tylko ją i myślał tylko o jednym – by jak najszybciej się jej oświadczyć. Wrażenie wywarł piorunujące.
"Oczarował mnie, zawrócił mi w głowie. Od razu między nami zaiskrzyło" – wspominała aktorka. Z miejsca zakochała się w Dobrowolskim, nie mając pojęcia, że jest... żonaty i lada moment zostanie ojcem. Była w szoku, gdy jej o tym powiedział. Nie chciała być "tą trzecią" i nie zamierzała angażować się w relację, która – jak myślała – nie ma przyszłości. Zerwała kontakt. Ale gdy dwa lata później wyruszyli razem w trasę po Ameryce, pan Jerzy był już rozwodnikiem i samotnym ojcem. "Panienka, która zrobiła mu dziecko, nie wytrzymała, zostawiła go z córką" – opowiadała Maria Czubaszek, przyjaciółka aktora.
Podczas tournée po Stanach i Kanadzie polskie gwiazdy oszczędzały, na czym tylko się dało, przede wszystkim na hotelach. Jolanta Zykun zawsze dzieliła pokój, a czasem nawet łóżko, ze swą dobrą koleżanką ze studiów, Magdaleną Zawadzką. Pewnej nocy pani Jola poczuła, że ktoś ją dotyka. Otworzyła oczy... "Na brzegu łóżka siedział golusieńki Jurek. Zagroził, że obudzi Magdę. Co miałam robić? Poszliśmy do jego pokoju" – wyznała po latach w wywiadzie.
"Zakochałam się kiedyś w tym człowieku, ale dowiedziałam się, że ma zobowiązania wobec innej kobiety. Teraz było inaczej. Był wolny". Imponował jej charyzmą, inteligencją, poczuciem humoru. Wydawało się jej, że jest idealnym kandydatem na męża i ojca, więc gdy znów poprosił ją o rękę, powiedziała "tak". Choć "w pakiecie" z Jerzym dostać miała też jego córeczkę, nie wahała się ani chwili. Dominikę zawsze traktowała jak własne dziecko, także wtedy, gdy urodziła się Aleksandra. "Tam się nie widziało żadnej różnicy. Jolka po prostu kochała je po równo" – opowiadała Maria Czubaszek.
Jerzy Dobrowolski uwielbiał obie dziewczynki. Poświęcał im dużo czasu, ale nawet dla nich nie potrafił przestać pić. Gdy wracał do domu pijany, pani Jolanta tłumaczyła córkom, że ojciec jest chory. Kiedy wpadał w alkoholowy ciąg, lokowała je u ciotki lub w domu zaprzyjaźnionej nauczycielki, by oszczędzić im widoku zamroczonego wódką taty. Znajomi Dobrowolskich doskonale wiedzieli, że Jerzy pije, ale niewiele osób zdawało sobie sprawę z wagi problemu. Nic dziwnego, nigdy nie zdarzyło się, by zjawił się pijany na planie filmowym, na próbie w teatrze czy w radiowym studiu.
To, co działo się za zamkniętymi drzwiami ich mieszkania, pani Jolanta latami ukrywała nawet przez bliskimi przyjaciółmi. "Przeżyłam gehennę – wyznała po śmierci męża. – Byłam straszliwie zmęczona. Zmęczona sobą, oddawaniem dzieci do znajomych, nieprzespanymi nocami, tym, że nie było już domu...".
W końcu zagroziła mężowi, że zabije go, jeśli po powrocie z teatru zastanie go pijanego. "Otwieram drzwi i już czuję. Jurek śpi, jak zawsze na boczku, na poduszeczce. Na drugiej położył nóż, największy, jaki mieliśmy w kuchni" – mówi i dodaje, że był to moment, w którym zdecydowała się zakończyć swój koszmar. Już wcześniej kilka razy próbowała odejść, ale nie potrafiła.
"Jurek był miłością mojego życia" – tłumaczyła, dodając, że długo wolała żyć w piekle z nim, niż w raju bez niego. Teraz zdecydowała się na rozwód, choć mąż błagał ją, by wycofała pozew i dała mu jeszcze jedną szansę. Rozwiedli się, ale aktorka obiecała panu Jerzemu, że nadal będą mieszkać razem, jeśli on pójdzie na odwyk. "Po rozwodzie, ale tylko takim na papierze, Jurek nie wziął do ust kropli alkoholu. Uważał ten rozwód za swoją największą porażkę życiową, bo sąd mnie przyznał dzieci. Obie dziewczynki są moje. Nie mógł uwierzyć, że on sądu nie przegadał".
Jerzy Dobrowolski dotrzymał obietnicy i podjął leczenie, ale bez alkoholu nie wytrzymał długo. "Po roku przyjęłam go w końcu z powrotem, po tym rozwodzie. Na drugi dzień wszystko się znowu zaczęło" – wspominała aktorka. Takich odwyków pan Jerzy przeszedł jeszcze kilka.
"Najfajniejszym okresem był okres, kiedy tata wracał ze szpitala, bo był odtruty, oczyszczony. Potem zaczynała się walka, że już chce pić, ale powstrzymuje się i wtedy robiło się bardzo niefajnie" – mówi młodsza córka aktora, Aleksandra.
Pani Jola toczyła swoją walkę. "Lekarze mówili: 'Jolka, ratuj siebie i dzieci!'. Ale ja też byłam uzależniona... Od Jurka" – twierdzi Jolanta Zykun. Zdarzało się, że Jerzy znikał, a ona szukała go po całej Warszawie, by bezpiecznie sprowadzić go do domu.
"A to dzwoniła policja rzeczna z Zegrza, a to samochód leżał gdzieś w rowie. Nie miałam już siły, tak byłam zmordowana, ale jeździłam za nim, bo czułam się odpowiedzialna – wspominała. – Kiedy zmarł, poczułam ulgę". 17 lipca 1987 r. Jerzy Dobrowolski trafił do szpitala z silnym bólem brzucha. Lekarze zdiagnozowali u niego zapalenie jelita grubego i podjęli dramatyczną próbę uratowania mu życia. Gdyby nie był kompletnie pijany, pewnie by im się to udało...
Jolanta Zykun oddała ukochanemu mężczyźnie najpiękniejsze lata swojego życia. W okresie, gdy Jerzy Dobrowolski pracował jak szalony i wykreował swe najlepsze role – pasażera bez biletu w "Rejsie", wiecznego dyrektora w komedii "Poszukiwany, poszukiwana", Dąbczaka w "Nie ma róży bez ognia" i Philipa Marlowe’a w spektaklu Teatru Telewizji "Kłopoty to moja specjalność" – ona grywała jedynie epizody. W czasie, gdy on tworzył z Marią Czubaszek i Stanisławem Tymem kultowe słuchowiska satyryczne w radiowej Trójce, ona zajmowała się domem i córkami. A po śmierci męża zrezygnowała z kariery i całkowicie wycofała się z życia publicznego. Od 1999 roku, kiedy to w poświęconym Jerzemu Dobrowolskiemu filmie dokumentalnym "Pasażer na gapę" wspominała swoje życie u boku wybitnego satyryka i aktora, konsekwentnie odmawia występów przed kamerą.
Pamiątki po zmarłym 35 lat temu mężu Jolanta Zykun do dziś przechowuje w stojącym w jej mieszkaniu starym tapczanie. "Zostały notatki, scenariusze i fujarka, na której grał kolędy. I jego ulubiona flanelowa, kraciasta koszula" – wyznała w ostatnim wywiadzie, dodając, że wciąż dźwięczą jej w głowie słowa, które pan Jerzy powtarzał jej niemal codziennie przez dwie dekady: "Kocham cię, Joluś, niestety, niestety, niestety".
https://kobieta.wp.pl/s/magazyn-retro/oboje-byli-uzaleznieni-on-od-alkoholu-ona-od-niego-7147063472781856a